Poświęcenie

Sprawa wyglądała beznadziejnie.
Wiedział o tym.
Nie zdołał jej obudzić.
Jak to się mogło stać?
Czy to, co do siebie czują, nic nie znaczy?
Ale przecież inni też nie zdołali jej obudzić. I ciężko się temu dziwić: Diaval dopiero od kilku miesięcy znów jest wolny, Aurora nie przejmowała się córką przez siedemnaście lat. A Audrey? Na pewno nie kochała siostry tak bardzo, jak samej siebie.
Heath siedział na stopniach Chatki Miesiąca Miodowego i spoglądał na bramę prowadzącą na dziedziniec. Czekał na gości. Ale czy w takiej sytuacji można mówić o gościach? Prędzej o wybawcach. Czekał na wybawców.
- Jak się czujesz? - Aurora wyrwała go z rozmyśleń.
- Nie za dobrze - odparł.
- Nie zadręczaj się - kobieta usiadła obok niego. - Zrobiłeś wszystko, co mogłeś.
- Jeszcze nie wszystko. - spojrzał na nią na chwilę, po czym wstał i zaczął iść po schodach widząc, że brama się otwiera. - Zrobię wszystko, kiedy się przekonam, czy oni dadzą radę ją obudzić.
Na dziedziniec wjechała limuzyna prosto z Auredonu, która następnie zajechała pod same schody. Z jej wnętrza wyłonił się najpierw Hadie. Podbiegł do idącego w jego kierunku brata i objął go nie mówiąc ani słowa. Nie musiał. Doskonale wiedział, czego potrzebuje.
- Heath - za Hadiem z limuzyny wyszła smutna Jordan. Rzadko widywano ją przygnębioną. Zazwyczaj była radosna; biegała po całym kampusie szkolnym nagrywając kolejne filmiki na swojego bloga. Teraz? Stała jak słup, nie wiedząc do robić. Któż by się jej dziwił. Wiadomość o zdarzeniu, które przydarzyło się jej najlepszej przyjaciółce, nie należało do najprzyjemniejszych.
- Jordan - niebieskowłosy podszedł do przyjaciółki i objął ją serdecznie. - Dziękuję, że rzuciłaś wszystko i przyjechałaś.
- Żartujesz?! - Jordan była bliska uderzenia Heatha w głowę. - żaden bal nie jest ważniejszy od Danici.
- Współczujemy ci - w tym momencie z auta wyłoniła się Freddie.
- Ja sobie też współczuję - na twarzy Heatha pojawił się wymuszony uśmiech. - Zapraszam do środka.
Cała czwórka ruszyła w górę po schodach. Tam przywitana przez Aurorę i Audrey poszła dalej, do pokoju Danici. Tak samo jak cztery dni wcześniej leżała na swoim łóżku. Twarz miała spokojną, niczym niezmąconą. Jedyną rzeczą, która się zmieniła, był jej ubiór. Nie wiedząc jak długo potrwa sen, Aurora przebrała córkę w jej koronacyjną suknię.
- Więc? - zaczął Heath, gdy w komnacie byli tylko w piątkę z Audrey. - Jesteście w stanie mi pomóc?
- NAM pomóc - poprawiła go córka Aurory. - Próbowaliśmy wielu rzeczy, ale nic nie podziałało.
Jordan zwiesiła głowę i objęła się rękami.
- Pytałam taty, czy nie mógłby obudzić jej swoją magią, ale zasady to zasady. Nie może przywrócić kogoś do życia.
- Danica nie umarła! - Heath od razu zareagował na tą sugestię, a zrobił to tak nagle i niespodziewanie, że można było mieć wrażenie iż jego włosy zapłonęły.
- Przepraszam! - Jordan opadła na krzesło za nią. - Ale jej stan nie kwalifikuje się do innej kategorii.
- Ona tylko śpi - Freddie wyprzedziła chłopaka. Stała nad Danicą i głaskała jej włosy. - Nie ma jej po tamtej stronie. Ale jednocześnie nie ma jej tutaj.
- W takim razie ja mam pomysł - wypalił nagle Hadie. - Dlaczego nie moglibyśmy pójść do taty i poprosić o Danicę? Herkules kiedyś zrobił tak samo, chcąc uratować Megarę. A przecież ona umarła.
Cała trójka gapiła się na Hadiego z szeroko otwartymi oczami. Dlaczego żadne z nich o tym nie pomyślało?! Król Hadesu, bóg, to właśnie ON mógł oddać im Danicę - całą i nienaruszoną.
- Jesteś geniuszem! - Heath praktycznie podniósł brata z ziemi. Za chwilę jednak odstawił go z powrotem i odwrócił do reszty. - Tylko jak się do niego dostaniemy?
- Już piszę do Mal - oznajmiła Jordan klikając coś na swojej komórce. - Ona powinna mieć zaklęcie na taką okazję.

✦𝓓 ⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯ 𝓓✦

Wiadomość od Mal jednak nie przychodziła i Heath denerwował się coraz bardziej. Miał nadzieję, że dziewczyna odpisze od razu, podczas gdy czekali już dobę.
Cała piątka siedziała w salonie w najróżniejszych pozycjach. Audrey elegancko popijała herbatę i z założoną nogą opierała łokieć o podłokietnik fotela. Jordan przewracała telefon w dłoni siedząc po turecku na dywanie.
Hadie zajął miejsce na poduszce leżącej na parapecie i spoglądał przez okno. Lubił obserwować naturę, ponieważ niewiele pięknych rzeczy widział na Wyspie Potępionych i chciał skorzystać z tego tu, w Auredonie.
Freddie leżała na kanapie, z głową zwisającą w dół i nogami przerzuconym przez oparcie. Obok niej siedział Heath pochylony do przodu i opierający łokcie o kolana.
Nagle wszyscy usłyszeli charakterystyczny dźwięk przychodzącej wiadomości.
- To Mal! - wykrzyknęła uradowana Jordan.
- Co pisze?! - zapytała Audrey przesuwając się bliżej w fotelu próbując dojrzeć, co jest na ekranie telefonu.
- Wysłała mi zdjęcie kartki z jej Księgi Zaklęć. - odparła, po czym powiedziała prawie do siebie. - Długa lista rzeczy do zrobienia...
- Wykonamy wszystko, co będzie konieczne - Heath wstał z kanapy i usiadł obok koleżanki. - Co tam jest napisane?
- Trochę cięcia będzie - Jordan pstryknęła palcami czuprynę chłopaka wskazując na jeden punkt z listy.
- Kosmyk włosów? Daj spokój! Oddałbym wszystkie.
- Trzeba ściąć włosy? - przestraszyła się Audrey.
- I tak miałaś jechać do spa, prawda? - zauważyła Freddie.
- No niby tak, ale... - zawahała się dziewczyna, po czym westchnęła. - Ale zrobię wszystko dla Danici.
- I takie podejście mi się podoba. - Freddie puściła do niej oko.

✦𝓓 ⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯ 𝓓✦

Całe popołudnie piątka przyjaciół zbierała potrzebne składniki z listy. Wypicie wywaru z własnych włosów nie uśmiechało się nikomu, ale ofiara musiała być złożona.
Heath był szczęśliwy. Znaczy... na tyle, ile mógłby być w takich okolicznościach. Cieszył się, że jest czwórka osób, które mu pomagają. To podnosiło go na duchu. Nie musiał robić tego sam.
Kiedy wszystko było gotowe, Hadie nalał do pięciu kieliszków ciemnego, granatowego wywaru i podal przyjaciołom.
- Do dna! - Jordan uniosła swój napój wysoko nad głowę.
- Za Danicę! - zawtórowała jej Audrey.
W tej chwili każde z nich zamoczyło usta w napoju. Żadne z nich nie zostawiło nawet kropelki w kieliszkach. Wszystkim zaczęło kręcić się w głowie. Freddie zachwiała się i gdyby nie stół stojący za nią, na pewno by upadła. Hadie nie miał tyle szczęścia: runął przed siebie na twarz. Ale zamiast uderzyć w podłogę, rozpłynął się w błękitnych płomieniach. Za nim po kolei przytrafiało się to kolejnym osobom, aż w salonie nie został już nikt.

✦𝓓 ⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯ 𝓓✦

- Gdzie my jesteśmy?
Heath usłyszał głos nad swoją głową. Otworzył oczy i spróbował się podnieść z ziemi. Była wilgotna i nieprzyjemna w dotyku. Czym różniła się od ziemi na Wyspie Potępionych? Zapewne niczym. Dookoła niego podobne próby wstania uskuteczniały Freddie i Audrey.
- To już pewnie Hades - odparł, sam nie wiedział do kogo.
Wtedy podeszła do niego Jordan. Podała rękę i pomogła mu wstać.
- Wyglądacie tragicznie - skwitowała.
- Łatwo ci mówić - Audrey wstała z jej pomocą. - Ty masz wprawę w dymkach i transporcie tego typu.
- No cóż ja poradzę - zaśmiała się i pomogła wstać Freddie.
- Tam jest przejście - Hadie wskazał jakiś punkt przez sobą zaraz po tym, jak brat podniósł go z ziemi.
Cała piątka ruszyła w górę szukając szczęścia. I Hadesa. Jego przede wszystkim. To on był teraz priorytetem. Tylko on był ich nadzieją. Tylko on mógł oddać im Danicę.
Szli w milczeniu, nie wiedząc dokąd zmierzają. Korytarze były długie, kręte i ciemne. Jordan wyczarowała jakąś latarkę, ale niewiele dawała. Sądzili jednak, że się zbliżają. Czuli to w kościach... albo po obolałych od spaceru nogach.
Ich trud się opłacił. Po kilkunastu minutach dotarli do dużej sali, którą oświetlały niebieskie płomienie. Na środku stał tron, a na nim nie kto inny, jak Hades - bóg śmierci. Ten sam, który chciał przejąć świat. Ten sam, który został pokonany przez Herkulesa (ale wolał o tym nie mówić).
- Tato! - krzyknął Heath chcąc zwrócić uwagę boga.
Pan Podziemi podniósł wzrok i zdziwił się na obraz, który zobaczył. Ku niemu szła piątka całkiem żywych nastolatków. Wstał z tronu.
- Co tu robicie? Nie powinno was tu być!
- Na Danicę rzucono klątwę snu. Potężniejszą niż ta sprzed lat. Potrzebna nam twoja pomoc - Heath chciał od razu dojść do sedna sprawy. Nie chciał tracić ani chwili. Tylko po to tu przybyli.
- Rozumiem - odparł jakby do siebie Hades.
- Więc? - Audrey zaczęła robić się niecierpliwa.
- Diabolina musiała użyć mocnego zaklęcia, by uśpić Danicę.
- Diabolina? To niemożliwe! Jest jaszczurką! Sama ją widziałam! - zaprotestowała Jordan.
- Ta cwaniara wie, jak o siebie zadbać - Hades uśmiechnął się pod nosem.
- Pomożesz nam, czy nie!? - Heath miał dość tej rozmowy.
- Znam mechanizm tego zaklęcia - westchnął bóg.
Zszedł z podwyższenia i podszedł do jeziorka na lewo od niego.
- Znacie cel swojego przybycia tutaj. Jednak to nie wystarczy. Musicie wskoczyć do tego zbiornika i zanurzyć się całkowicie. Jeśli wszyscy z was wypłynął na powierzchnię, wasze życzenie zostanie spełnione.
- I tyle? - zdziwił się Heath. Był przekonany, że uratowanie Danici będzie dużo trudniejsze.
- Aż tyle! - odparł Hades. - Jesteście pewni, że chcecie podjąć to ryzyko?
- Oczywiście, że tak! - wykrzyknęła Jordan.
Hades wskazał ręką na jezioro jakby chciał ich do niego zaprosić i odsunął się od brzegu. Heath jako pierwszy wziął rozbieg i wskoczył do wody. Sekundy po nim zrobili to Hadie, Audrey, Jordan i Freddie.
Całą piątkę...
...ogarnęła ciemność.

<< Poprzednia część ❣︎ Następna część >>

Spis treści

Komentarze