Audrey stała na szczycie schodów prowadzących do Chatki Miesiąca Miodowego i obserwowała siostrę stojącą na dole. Jej powaga i opanowanie imponowało młodej księżniczce, która z każdym dniem utwierdzała się w tym, że słusznie Danica została królową Kniei. Nagle obok niej stanął Heath poprawiający ordery przyczepione do jego fraka. Widać było po nim, że pragnie zaprezentować się z najlepszej strony przed najlepszym przyjacielem.
- Pomogę ci - zaproponowała Audrey i sięgnęła po jeden z orderów przechylając go delikatnie w prawo, by wyrównać.
- Dzięki. Potwornie się stresuję.
- Niby czym? To twój najlepszy przyjaciel!
- Ale uciekłem z Wyspy Potępionych bez niego - Heath spojrzał na otwierającą się bramę, przez którą wjechała czarna limuzyna. - Nie wiem jak go teraz za to przeprosić.
Audrey zwiesiła głowę. Nie podejrzewała, że w tym może tkwić problem. Ale przynajmniej miała dowód, że przyjaźń między nimi musiała być silna, skoro niebieskowłosy aż tak się denerwował.
Limuzyna podjechała praktycznie pod same schody, dlatego Heath ruszył ze swojego miejsca i dostojnie zaczął schodzić w jej kierunku. Z miejsca pasażera wysiadł ubrany na czarno mężczyzna, który najpierw ukłonił się przez królową, a następnie podszedł do tylnych drzwi pojazdu z zamiarem otworzenia ich. Zanim z limuzyny ktokolwiek się wyłonił, niebieskowłosy syn boga już stał obok Danici.
Pierwszy but znalazł swoje miejsce na kostce przed pałacem, za nim kolejny, aż ukazał im się wysoki, elegancko ubrany młody mężczyzna o ciemnoczerwonych włosach i przenikliwym, dumnym spojrzeniu, które w pierwszej kolejności padło na liliowooką. Chłopak podszedł do koronowanej głowy, chwycił delikatnie jej wyciągniętą dłoń, schylił się lekko i z najwyższym szacunkiem ucałował jej wierzch.
- Wasza wysokość - zaczął dostojnym, dojrzałym głosem. - Czuje się niezmiernie zaszczycony móc gościć w twoich progach.
- To ja jestem zaszczycona obecnością na moim dworze znamienitego księcia z Krainy Czarów - uśmiechnęła się Danica cofając rękę.
- Rowan - odezwał się w końcu Heath.
Jednak czerwonowłosy nie odrzekł nic. Spojrzał się jedynie w ciemne oczy przyjaciela i uśmiechnął serdecznie. Niebieskowłosemu kamień spadł z serca. Obaj rzucili się sobie w ramiona i w ciszy trwali tak dłuższy moment witając się po długim okresie rozłąki.
- Nie masz pojęcia jak się cieszę, że tu jesteś - powiedział Heath, gdy w końcu odsunęli się od siebie. - Jest mi potwornie wstyd za to, że zostawiłem cię na wyspie...
- Nie mówmy o tym - przerwał mu Rowan. - Znam doskonale sytuację, gdyż z twym bratem rozmawiałem i wiem jak sytuacja się wtedy miała. Nie żywię urazy i rad jestem móc znów cię ujrzeć.
- Zatem chodźmy do środka - Heath spojrzał na Danicę i z powrotem na przyjaciela. - Musisz być zmęczony po podróży. Obiad już zapewne czeka na stole.
Rowan kiwnął głową i cała trójka skierowała się w górę schodów do środka pałacu. To tam Audrey przywitała się z gościem i dołączyła do nich. W czasie drogi opowiadała ciekawostki na temat pałacu, którymi czerwonowłosy był wyraźnie zainteresowany i nawet dopytywał o niektóre zagadnienia. Któż by mu się dziwił? Całe życie spędził na Wyspie Potępionych - miejscu, w którym piękno nie istniało.
- Intryguje mnie twój płaszcz - powiedziała Audrey, gdy już dochodzili do jadalni. - Idealnie komponuje się w tymi złotymi epoletami.
- To nie płaszcz, droga Audrey - sprostował Rowan. - To surdut.
- Wybacz. Nie znam się na modzie męskiej.
- Nie szkodzi. Schlebiasz mi tym komplementem.
Gdy tylko cała czwórka znalazła się w jadalni, od razu podeszli do nich Aurora i Diaval. Przywitali się z czerwonowłosym, a następnie zaprosili do stołu. Mogący pomieścić trzydzieści osób mebel stał po środku owalnego, jasnego pomieszczenia doskonale oświetlonego przez wielkie okna, które wpuszczały dużo światła. Rowan od razu to dostrzegł i podniósł głowę chcąc przyjrzeć się malowidłom na suficie i ścianach. Następnie został poproszony o zajęcie miejsca po prawej stronie Danici, co pospiesznie wykonał. Jedząc obiad, wszyscy rozmawiali o wydarzeniach mających miejsce w Auredonie. Było pewnym, że zniesienie klosza przez Bena i Mal wywołało odrobinę chaosu w całym królestwie.
- Ludzie z pewnością będą się obawiali złoczyńców biegających po Auredonie - zauważył Diaval.
- Nie wszystkie dzieci potępionych mają złe intencje - odparł Rowan. - Rzekłbym nawet, że przeważająca liczba pragnie rozpocząć prawe i szczęśliwe życie.
- Niestety nie zmienia to faktu, że ludzie nie będą wszystkim ufać - dodała Aurora.
- Gdyby ktoś mógł zweryfikować intencje osób sprowadzonych z Wyspy Potępionych, byłoby o wiele prościej - rzuciła propozycją Audrey. - Każdy od razu by wiedział na kogo uważać.
- Masz rację! - zawtórował jej Heath. - Tylko gdzie znajdziesz kogoś tak sprytnego? I jak zbierzesz wszystkie te osoby w jedno miejsce? Nie sądzę, by dali się zagonić z powrotem na wyspę.
- Znam pewną dziewczynę, która potrafi czytać w myślach... - Audrey z dumą odgarnęła włosy za siebie.
- A dzieci potępionych można zebrać w szkole - dokończyła Danica. Jej oczy utkwione były w wazonie stojącym przed nią. Ewidentnie o czymś intensywnie myślała.
Wszyscy nagle spojrzeli na szczyt stołu, gdzie znajdowała się królowa. Czuli się trochę rozkojarzeni.
- Możesz sprecyzować? - spytała Audrey. - Szkoła w Auredonie już jest przepełniona. Jane mi wczoraj napisała, że Ben ledwo wiąże koniec z końcem.
- Ale zamek mamy stoi pusty - liliowooka spojrzała na rodzicielkę. - Oddałaś go poddanym, ale po zjednoczeniu wszystkich części Auredonu dostali oni wystarczającą ilość domostw i teraz jest niezamieszkały. Moglibyśmy przeznaczyć go na uniwersytet dla dzieci z wyspy. Dzięki niemu moglibyśmy skupić ich wszystkich w jednym miejscu i zweryfikować ich intencje...
- A jeśli Audrey zna odpowiednią osobę, może udałoby się ją przekonać, by zechciałaby nam pomóc - dodał Rowan.
- Sam uniwersytet mógłby służyć jako wstęp przed życiem w Auredonie. Wiele osób nie zna panujących tutaj zasad, a ich poziom wiedzy jest bardzo niski - Heathowi spodobał się ten koncept.
- Wiecie co? - Diaval odłożył widelec na talerz kończąc posiłek. - Myślę, że to rewelacyjny pomysł.
Dalszą część popołudnia wszyscy spędzili na rozwijaniu projektu. Przejrzeli stare plany rodzinnego zamku Aurory i wspólnie zastanawiali się nad podstawowymi sprawami administracyjnymi przyszłego uniwersytetu. Niestety nic jeszcze nie mogli uznać za pewnik. Czekała ich jeszcze rozmowa z Benem - tylko on mógł wydać pozwolenie na rozpoczęcie takiego przedsięwzięcia. Jednakże po ich stronie było wiele twardych argumentów: odpowiednie miejsce, patronat byłych więźniów Wyspy Potępionych i plan, który wystarczyło tylko wprowadzić w życie.
Przez te wszystkie rozmowy Heath i Rowan nawet nie mieli sposobności porozmawiać ze sobą na osobności. Ale wydawało się, że tego nie potrzebują. Dogadywali się doskonale. Jakby te kilka miesięcy, gdy się nie widzieli nigdy nie miało miejsca. Jakby jeszcze poprzedniego dnia się spotkali i teraz ponownie znaleźli czas na zajęcie się czymś wspólnie.
Dopiero późnym wieczorem Heath miał okazję zaprowadzić przyjaciela do specjalnie przygotowanej komnaty. Projektanci postarali się, by wyglądał jak wzięty z samej Krainy Czarów. Czerwony baldachim nad łóżkiem, firany ze wzorem w karty, ciemne meble i dostojne posągi - czyli wszystko to, co pozwalało poczuć się księciu jak w domu. Obaj usiedli na fotelach przy stoliczku kawowym i zaczęli wymieniać się doświadczeniami z minionych miesięcy. Niebieskowłosy dowiedział się dzięki temu, że na Wyspie Potępionych Rowan zupełnie nie robił nic. Widząc działania podejmowane przez Maddy i Umę, które ostatecznie zawsze kończyły się fiaskiem, uznał to za zbędne próbowanie swoich własnych sił w walce z idiotycznym systemem Adama. Natomiast czerwonowłosy był iście zaciekawiony wszystkimi przygodami Heatha: jego idiotycznym pomysłem z listami, męczarniach jakie przeżywał w czasie praktyk na dworze Aurory oraz akcji ratowniczej w Hadesie.
- Czyli pisanie listów zostało w tobie po wyspie? - skwitował to wszystko na zakończenie. Rowan doskonale pamiętał jak razem z synem boga pisali do siebie listy i zmuszali gobliny do przenoszenia ich z jednego końca wyspy na drugi.
- Powinienem był to inaczej rozegrać. To było żałosne - Heath zakrył twarz rękami.
- Ale zadziałało - zauważył czerwonowłosy. - Masz najpiękniejszą dziewczynę z wyspy, mieszkasz w prawdziwym pałacu...
- I teraz będziemy pomagać innym - dokończył już pewniejszy siebie Heath.
- Zaiste! - Rowan ucieszył się, że jego przyjaciel zrozumiał, co miał na myśli.
Zapadła na chwilę cisza, w której obaj po prostu mogli nacieszyć się swoją obecnością.
- Pojedziesz z nami porozmawiać z Benem na temat uniwersytetu? - spytał w końcu niebieskowłosy.
Rowan nie odpowiedział nic. Wyciągnął jedynie skrawek papieru spod surduta i położył go na stole. Dopiero wówczas Heath zrozumiał co to było. Tuż przed nim leżała karta: ósemka kier. Syn boga zaśmiał się serdecznie do siebie, po czym wstał, pożegnał się z przyjacielem i opuścił jego komnatę chcąc udać się do własnej sypialni. Po drodze jednak natknął się na Danicę oglądającą gwiazdy przez otwarte okno. Podszedł do niej i nałożywszy na jej ramiona koc zgarnięty z jakiejś ozdobnej ławki, pocałował w policzek.
- Nie śpisz jeszcze? - spytał.
- Wciąż myślę o uniwersytecie. Jeśli Ben się zgodzi... - przerwała na chwilę. - Oh, Heath! Potrzeba nam nauczycieli, profesorów, opiekunów. Kto byłby odpowiedni? Złoczyńcy, byli złoczyńcy, czy bohaterowie? Szkołę wystroić po auredońsku, czy nie? A jeśli się na to nie zgodzą? Co ja wt...
- Nie myśl o tym - chłopak chwycił jej podbródek i sprawił, że ich oczy się spotkały. - Jesteś najlepsza. Gdy przyjdzie czas, będziesz wiedziała co robić.
Danica jedynie całkowicie utonęła w objęciach ukochanego nasłuchując rytmu jego serca. Stali tak razem dłuższą chwilę, aż Heath poczuł jak coś ciągnie go w dół. Nie musiał długo zgadywać, że przemęczona całym dniem królowa zasnęła w jego ramionach. Dlatego niewiele myśląc podniósł ukochaną i skierował się w stronę jej komnaty.
Komentarze
Prześlij komentarz