- Usiądźcie proszę na swoich miejscach!
Kiera weszła do klasy z rękami trzymanymi za sobą i z surowym wyrazem twarzy. Catalina szła tuż za nią. Uśmiechała się miło do studentów siadających pośpiesznie na swoich miejscach.
- Wiecie, co to za zajęcia? - spytała niższa kobieta.
Cisza.
- Chcecie, żeby Catalina was zachęciła? - spytała. - Zgaduję, że w te trzy pierwsze dni uczelni nasłuchaliście się opowieści o nauczycielach...
- Więc pewnie wiecie, że jestem wilkołakiem - uśmiechnęła się Catalina.
Ginny podniosła rękę.
- Tak? - rudowłosa pozwoliła jej mówić.
- To zajęcia z Celu Życiowego - odpowiedziała.
Kiera uśmiechnęła się. Doskonale wiedziała o co chce zapytać tę dziewczynę.
- A jaki jest twój cel życiowy, Ginny?
- Ja... - czarnowłosa zaniemówiła. Nie była pewna tego, co chce powiedzieć. - Przyszłość w Coronie?
- Świetna odpowiedź! - Kiera machnęła palcem w powietrzu i odwróciła się do tablicy. Catalina w tym samym czasie usiadła na biurku nauczycielskim twarzą w stronę studentów.
Niższa kobieta chwyciła kredę i zaczęła wypisywać hasła. "Dom", "miłość", "rodzina". Zatrzymała się jednak i odwróciła.
- Każdy z Was będzie miał inny cel. Chcemy, byście zdali sobie sprawę, że zemsta lub złe uczynki nie dadzą Wam tego samego szczęścia, które dają między innymi te rzeczy - wskazała na tablicę.
Kiera weszła do klasy z rękami trzymanymi za sobą i z surowym wyrazem twarzy. Catalina szła tuż za nią. Uśmiechała się miło do studentów siadających pośpiesznie na swoich miejscach.
- Wiecie, co to za zajęcia? - spytała niższa kobieta.
Cisza.
- Chcecie, żeby Catalina was zachęciła? - spytała. - Zgaduję, że w te trzy pierwsze dni uczelni nasłuchaliście się opowieści o nauczycielach...
- Więc pewnie wiecie, że jestem wilkołakiem - uśmiechnęła się Catalina.
Ginny podniosła rękę.
- Tak? - rudowłosa pozwoliła jej mówić.
- To zajęcia z Celu Życiowego - odpowiedziała.
Kiera uśmiechnęła się. Doskonale wiedziała o co chce zapytać tę dziewczynę.
- A jaki jest twój cel życiowy, Ginny?
- Ja... - czarnowłosa zaniemówiła. Nie była pewna tego, co chce powiedzieć. - Przyszłość w Coronie?
- Świetna odpowiedź! - Kiera machnęła palcem w powietrzu i odwróciła się do tablicy. Catalina w tym samym czasie usiadła na biurku nauczycielskim twarzą w stronę studentów.
Niższa kobieta chwyciła kredę i zaczęła wypisywać hasła. "Dom", "miłość", "rodzina". Zatrzymała się jednak i odwróciła.
- Każdy z Was będzie miał inny cel. Chcemy, byście zdali sobie sprawę, że zemsta lub złe uczynki nie dadzą Wam tego samego szczęścia, które dają między innymi te rzeczy - wskazała na tablicę.
✦𝓓 ⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯ 𝓓✦
- Harry! Skup się! - Varian uderzył dłonią w stolik chłopaka. - Dlaczego zmieszałeś ślinę konia z rumiankiem? Przecież prosiłem, żeby zmieszać go z niezapominajką!
- To moja wina - Audrey powiedziała to zanim Harry zdążył wypowiedzieć słowo. - To ja podawałam mu składniki. Pomyliłam się.
Varian spojrzał na nią z uśmiechem.
- Oczywiście - zaśmiał się. - Na szczęście dopiero zaczynamy, więc ta pomyłka nie była taka groźna. Uważajcie następnym razem, dobrze?
- Obiecuję, profesorze! - Audrey zatrzepotała rzęsami.
Varian skinął głową i poszedł do następnej pary.
✦𝓓 ⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯ 𝓓✦
- Maddy. Co byś chciała powiedzieć swoim znajomym z klasy? - Berry opierała się o ramiona fioletowowłosej siedzącej na środku sali.
- Prze... pra... szam... - ledwo wydukała poirytowana.
- Jestem dumna! - przytuliła ją mocno. Maddy była gotowa jej przyłożyć. - Czy chcielibyście coś odpowiedzieć?
Wówczas zdezorientowani studenci spojrzeli po sobie i wyszeptali "Wybaczamy". Każdy zrobił to w innym czasie, więc bardziej wyszedł z tego głośny pomruk niż słowo.
- Słucham? - Berry nastawiła ucho. - Nie słyszałam, co powiedzieliście.
- Wybaczamy! - odpowiedzieli chórem.
✦𝓓 ⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯ 𝓓✦
- Nie wiem, czy już Wam o tym opowiadałam, ale zanim wygnali mnie na Wyspę Potępionych, byłam zakochana w piekarzu, z którym jestem obecnie i z naszej miłości narodził się...
- Przestań, mamo! - Anthony zakrył głowę ze wstydu.
- Prowadzę wykład, młodzieńcze! Porozmawiamy sobie po lekcjach o Twoim zachowaniu! - Anastasia uderzyła pięścią w biurko.
✦𝓓 ⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯ 𝓓✦
- Do balonów przywiązałem talerze. - Rowan krążył między studentami i przyglądał się ich zmaganiom z przystawką. - Dzięki temu będę wiedział, które z Was źle siedzi przy stole.
Nagle rozległ się głośny huk i wszyscy spojrzeli w tamtą stronę. Talerz Gila leżał rozbity na podłodze, a jego głowę całkowicie zalała zielona maź, którą Rowan wlał na początku zajęć w kieliszki przymocowane do opasek na włosy.
- To się spierze, prawda? - zaniepokojona Celia spojrzała na Gila. - Błagam, powiedz, że to się spierze.
- Przyznam szczerze... - zawahał się Rowan. - Nie sprawdzałem tego.
W oddali było słychać kolejne odgłosy rozbitych talerzy.
✦𝓓 ⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯ 𝓓✦
- Jeden, dwa, trzy, cztery, szybciej! - głos Heatha było słychać na całym boisku. - Jak chcecie uciekać przed niedźwiedziem? Bez urazy, Mark.
Grupa studentów zmagała się z czwartą serią pompek tego dnia i ewidentnie miała dość. Clay leżał półmartwy na trawie, Zevon wykonywał zadanie trzy razy wolniej. Tylko synowie Gastona trzymali poziom.
- Rewelacyjnie, Gil! - pochwalił go Heath. - Jeszcze dwie serie i was puszczę.
Wszyscy wydali z siebie odgłos niezadowolenia.
✦𝓓 ⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯ 𝓓✦
- Teraz dodajemy jedno jajko, sto pięćdziesiąt gram mąki, proszek do pieczenia i zalewamy wodą. Ugniatamy dokładnie. Kto ugniata? - Kronk rozejrzał się po sali.
Połowa studentów była obsypana mąką, drugie pół miała jajka rozlane na włosach.
- To zajęcia z gotowania, a nie walki - zauważył Kronk. - Ale co tam!
Chwycił za dwa jajka leżące obok niego na stole i rzucił w dwóch najbliżej znajdujących się studentów.
✦𝓓 ⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯ 𝓓✦
- Poprzez małe gesty, możemy sprawić innym przyjemność... - zestresowana Opal chodziła po klasie w tę i z powrotem.
- I co będziemy z tego mieć? - odezwał się Cley.
- Jak to co? - oburzyła się blondynka. - Radość, wewnętrzny spokój i przyjaźń obdarowanej osoby.
- Strasznie to nudne - stwierdziła Claudine.
Opal oparła dłonie na biodrach. Spojrzała po studentach. Była przekonana, że zgadza się z nią co najmniej połowa klasy. A jednak wypowiedź tej dwójki zagnieździła w nich zawahanie.
- Naprawdę w to wierzysz, Claudine? - spytała.
- Nie wiem - zmieszała się. Nie spodziewała się odpowiedzi Opal na jej zaczepkę. - Na Wyspie Potępionych inaczej robiliśmy.
- Tak zwana "nudniejsza opcja", prawda? - zaśmiała się Opal. - Zapewniam Was, że bycie dobrym i pomocnym nie jest nudne, a nawet poprawia naszą wewnętrzną harmonię...
Jej zdanie urwał dzwonek zwiastujący koniec lekcji. Studenci poderwali się z krzeseł i zaczęli tłumnie opuszczać salę lekcyjną. Opal westchnęła i skierowała się do wyjścia. Jednak wtedy dostrzegła jedną osobę siedzącą w swojej ławce na końcu sali. Był to nikt inny jak Freddie. Zapisywała coś namiętnie w notesie swoim długopisem ze wzorami voodoo i zdawała się nie zauważyć, że wokół niej już nikogo nie ma. Opal uśmiechnęła się ciepło. Ucieszył ją fakt, że chociaż jeden student jest należycie zainteresowany jej zajęciami. A w szczególności, że była to jej najlepsza przyjaciółka. Ale czy mogła o niej tak powiedzieć? Czy Freddie również uważała ją za bliską osobę?
- Freddie - zaczęła cicho podchodząc do ławki. - Możesz już iść. Jest po zajęciach.
Ciemnowłosa poderwała się gwałtownie i zatrzasnęła notes. Na jej twarzy malowało się zaskoczenie z zakłopotaniem.
- Wszystko w porządku? - spytała zaniepokojona Opal. Zrobiła krok wprzód do swojej przyjaciółki.
- Co? Tak! - Freddie wstała gwałtownie. - Wszystko gra!
Zapadła cisza, w której obydwie dziewczyny stały naprzeciw siebie wpatrzone w oczy i nie potrafiły przemówić choćby słowa. Przez grube mury zamku dało się słyszeć szelest liści i świergotanie ptaków wijących gniazda.
- A więc... - ciszę przerwała Freddie. - Masz jeszcze dzisiaj jakieś zajęcia?
- Nie - Opal spuściła wzrok. - Mam teraz wolne.
- Chciałabyś się wybrać do miasta? - dziewczyny powiedziały to praktycznie równocześnie. Zaśmiały się. Ten zbieg okoliczności wydał im się nadzwyczaj przedziwny.
Freddie chwyciła za torbę stojącą przy jej biurku i zaczęła pośpiesznie pakować notes.
- Za dziesięć minut przy wejściu do zamku? - spytała.
- Tak - uśmiechnęła się Opal.
✦𝓓 ⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯ 𝓓✦
W tym samym czasie wystrojona Audrey kroczyła dumnym krokiem po holu kierując się do wyjścia. Planowała odpocząć od ciężkiego pierwszego tygodnia na spacerze do miasta. Znała go jak własną kieszeń i miała zaplanowane do jakich sklepów na pewno chce zajść. Otworzyła powoli wielkie, mosiężne wrota zamkowe i wyślizgnęła się przez nie na zewnątrz. Powietrze było wyraźnie świeże. Początek jesieni wciąż dawał przyjemne ciepło, chociaż wiatr wydawał się coraz chłodniejszy. Księżniczka już chciała zrobić pierwszy krok w dół schodów, gdy spostrzegła siedzącego Harry'ego wpatrującego się w nią jak w obrazek kilka stopni niżej.
- Co tu robisz? - spytała. - Już jesteś po zajęciach?
- Tak. - wzruszył ramionami i powoli podniósł się ze schodów. - Czekałem na ciebie.
- Na mnie? - Audrey zarumieniła się. - Skąd wiedziałeś, że gdzieś dzisiaj wyjdę?
- Przeczucie - puścił jej oko. - Mogę?
Chłopak wyciągnął do niej rękę. Audrey spoglądała się na nią przez chwilę, po czym zbiegła kilka stopni w dół i chwyciwszy dłoń przyjaciela zmusiła go do zbiegnięcia na dół razem z nią.
Do miasta dotarli w piętnaście minut. Jesienne kwiaty ozdabiały każde okno, każdy przydomowy ogródek. Na drzewach powoli można było zauważyć pojedyncze, pomarańczowe liście. Spacer we dwoje był jak z marzeń. Kolorowe witryny sklepowe i udekorowane budynki zapraszały każdego do odkrycia ich wspaniałości.
Zajrzeli do kilku sklepów zanim dotarli do centrum miasta, w którym znajdował się mały skwer z fontanną pośrodku. Rzeźba w jej centrum przedstawiała kołowrotek, którym skaleczyła się Aurora. Z igły wrzeciona wypływała woda.
- Wybudowano ją po koronacji mojej mamy - Audrey pochwaliła się wiedzą. - Czasami tu przychodziłam, gdy razem z mamą odwiedzałyśmy miasto.
- Bywałaś tu często? - spytał Harry siadając na brzegu fontanny. Księżniczka usiadła po jego prawej stronie.
- Parę razy w roku - odparła. - Mama musiała sprawdzać, jak sobie radzą mieszkańcy. Czuła się za nich odpowiedzialna.
- Tak jak ty - chłopak spojrzał na nią.
- Ja? - zdziwiła się księżniczka.
- No pewnie! - zaśmiał się. - Przecież zaangażowałaś się w organizację uniwersytetu, by pomóc innym. Jesteś bardzo podobna do matki.
Audrey zarumieniła się. Rzadko kto mówił jej o podobieństwie do Aurory. Cieszyło ją każde takie porównanie. Szczególnie od Harry'ego. Lubiła go. Czuła się przy nim bezpiecznie, szczęśliwie. Miała poczucie, jakby mogła mu powierzyć największe tajemnice, a on wsłuchał się w nie i zatrzymał dla siebie.
Harry rozejrzał się dookoła. Dookoła fontanny rosło kilkanaście drzew. Ich liście powiewały na chłodnym wietrze i sprawiały wrażenie tańczących kochanków. Mieszkańcy miasta spacerowali alejkami skweru co jakiś czas znikając za którymś z drzew lub żywopłotów. Para z dzieckiem wyszła z lodziarni, wszyscy trzymając lody w dłoniach. Nieopodal dwie przyjaciółki wymieniały się opiniami na temat sukienki z wystawy. Spoglądając na lewo, Harry dostrzegł ganiające się dzieci, a zaraz obok nich spacerujące Opal z Freddie. Uśmiechnął się do siebie. Wyglądały jak wyjęte z dwóch różnych światów. Jasno ubrana Opal z tiulową spódnicą, delikatnymi bucikami na obcasie i jasnych włosach wyglądała tak niewinnie przy krótko ostrzyżonej Freddie, której ciemne włosy doskonale dopasowały się do mrocznego stroju i glanów z ćwiekami.
- Spójrz na nie - Harry wyrwał Audrey z rozmyślań i wskazał na koleżanki. - Wyglądają jak my.
Audrey zaśmiała się cicho. Zauważyła jak Opal spogląda w jej stronę, więc wyciągnęła rękę i pomachała. Obydwie odmachały i zaczęły iść w ich stronę.
- Wy też na spacerze? - spytała Freddie.
- Zbyt ładna pogoda na zewnątrz, by siedzieć w zamku - stwierdziła Audrey.
- Zdecydowanie się zgadzam - Opal uśmiechnęła się. - Widziałaś tę nową kolekcję Kopciuszka w butiku?
- Widziałam - Audrey poderwała się natychmiast. Zaskoczony Harry spojrzał na nią zdębiały. - Jest niesamowita! Te kolory! Te kroje! Już zdążyłam zamówić połowę kolekcji.
Freddie zaśmiała się. Wciąż bawiło ją podejście auredońskich dzieci do przepychu i kreacji.
- Szkoda, że dla mnie nic tam nie sprzedają - zauważyła.
- Nie martw się! - Audrey pachnęła ręką. - Niedługo, gdy Gizzy otworzy swój butik, na pewno pojawi się mnóstwo propozycji dla Ciebie!
- Trzymam Cię za słowo - uśmiechnęła się ciemnowłosa.
Wtedy cała czwórka usłyszała głuchy dźwięk. Dziewczyny od razu spojrzały się na Harry'ego, który teraz trzymał się za swój brzuch. Było pewnym, że zgłodniał od tego całego spaceru. A oglądanie przechodniów zajadających lody jedynie zwiększyło jego apetyt. Audrey zachichotała uroczo, a chwyciwszy chłopaka pod rękę przeprosiła koleżanki i ruszyła z nim do najbliższej restauracji, która była godna jej uwagi.
- Ty też masz na coś ochotę? - Freddie spojrzała na Opal.
- Na coś niewielkiego - uśmiechnęła się.
Freddie zastanowiła się przez chwilę. Myślała nad idealną przekąską. Rozejrzała się dookoła i wtedy dostrzegła parę zajadającą zapiekanki przyozdobione fikuśnymi dodatkami.
- Mam pomysł - uśmiechnęła się i założywszy rękę na kark Opal poprowadziła ją w kierunku baru, który mógł sprzedawać zapiekanki.
Blondwłosa objęła Freddie w pasie i obie weszły do środka.
✦𝓓 ⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯ 𝓓✦
Danica siedziała przy biurku w swoim pokoju i przeglądała papiery przyniesione przez Błękitną Wróżkę. Heath wylegiwał się na łóżku i grał w jakąś grę na telefonie. Przez małe radio rozchodziły się przyjemne nuty. Ich pokój był również tak okazały jak pokoje nauczycielskie. W centrum stało ich łóżko z baldachimem, na prawo stolik kawowy z fotelami i kącikiem bibliotecznym, a po lewej stronie biurko Danici oraz półki z dokumentami. Całość była utrzymana w niebieskich i białych kolorach.
Siedząc w tej ciszy usłyszeli pukanie do drzwi. Danica nie odrywając głowy znad papierów pozwoliła wejść. W progu stanął Yen Sid z uśmiechem na ustach i ewidentnie podekscytowany.
- Wicedyrektorze! - zerwała się Danica z krzesła, gdy go zobaczyła. - Co pana sprowadza o tej godzinie?
- Przyjechał list ze stolicy - czarodziej wyciągnął spod płaszcza misternie zawinięty zwój papieru z pieczęcią Auredonu.
Danica podeszła do mężczyzny i odebrała przesyłkę. Heath w sekundzie znalazł się obok niej witając się z Yen Sidem. Królowa starannie rozwinęła rulon papieru i zaczęła czytać.
- Z radością chcemy zaprosić... - zaczęła czytać na głos. - Cały Uniwersytet Kniei na organizowane za miesiąc... - zatrzymała się nagle.
- Wesele! - dokończył za nią Heath.
Komentarze
Prześlij komentarz