dla Gabinia14
✦𝓓 ⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯ 𝓓✦
Jay siedział w swoim pokoju na łóżku i patrzył na trzymany w rękach przedmiot. Była to kartka - zginająca się w dwóch miejscach, dlatego chłopak musiał dobrze trzymać ją w rękach, by się nie zamknęła. Napisane na niej słowa krążyły w jego myślach niczym echo odbijające się od ścian opuszczonego zamczyska lub... Jaskini Cudów.
- Co tam masz? - do pokoju wszedł zadowolony z siebie Gil niosący pada do gry. Po jego wyrazie twarzy można było zgadnąć, że jest nastawiony na pokonanie Jay'a w kolejnej grze.
- To list od Mal - odparł Jay, podając kartkę przyjacielowi. - Chociaż w zasadzie powinienem nazwać to zaproszeniem.
Gil przeczytał zawartość listu kilkukrotnie, zanim znów zwrócił się do czarnowłosego.
- Zostaliśmy zaproszeni na ślub i wesele? - spytał z niedowierzaniem.
- Na to wygląda - uśmiechnął się Jay. - Szykuje się niezła zabawa.
Gil momentalnie odrzucił zarówno świstek papieru, jak i trzymane pady i wybiegł z pokoju pozostawiając zdziwionego Jay'a na swoim miejscu. Chłopak podniósł upuszczone rzeczy, schował list do koperty i odłożył na szafkę nocną, a pady podpiął do konsoli przygotowując wszystko na rozgrywkę. Chwilę później do pokoju wbiegł zdyszany Gil w starym, obdrapanym garniturze. Stanął przed lustrem, obejrzał się w nim, po czym odwrócił do przyjaciela i rozłożył ręce, by ten mógł się mu lepiej przyjrzeć.
- I jak? - spytał.
- Chyba nie zamierzasz tego założyć na uroczystość? - zaśmiał się głośno czarnowłosy. - To w ogóle nie nadaje się do noszenia.
- Jak to nie? - Gil posmutniał. - Na wyspie obleciałem w tym garniturze wszystkie uroczystości.
- Na wyspie - powtórzył za nim Jay. - Ale w Auredonie posiadamy ciekawsze propozycje.
Gil zrobił minę pełną uznania, po czym odwrócił się na pięcie i ponownie wyszedł z pokoju. Wrócił dopiero kilka minut później znów mając na sobie swoje codzienne ubrania. Usiadł wtedy obok przyjaciela i odbierając z jego rąk pada, obaj zaczęli grać.
✦𝓓 ⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯ 𝓓✦
Następnego dnia wybrali się na spacer do Evie, by wybrać sobie nowe, wizytowe garnitury. Będąc na miejscu, zadzwonili dzwonkiem do drzwi i grzecznie czekali, aż im otworzą. Po kilkunastu sekundach klamka poruszyła się i obaj chłopcy zobaczyli w progu Dizzy.
- Po nowe garnitury? - spytała cała podekscytowana.
- Nie inaczej! - odrzekł Jay.
Dziewczyna otworzyła drzwi szerzej, wpuszczając gości do środka. Zaskoczył ich niespotykany do tej pory widok. Zwykle uporządkowany i ładnie umeblowany salon był całkowicie zawalony pudłami, materiałami, wieszakami i maszynami do szycia. Na kryształowym żyrandolu wisiały rozpoczęte projekty Evie, która nigdzie nie była widoczna.
- Evie? - Dizzy podeszła do sterty materiałów przewieszonych przez fotel stojący najbliżej niej. - Jay i Gil przyszli na przymiarki.
W tym momencie to, co leżało na fotelu, niespodziewanie się poruszyło zrzucając przedmioty na podłogę. Przed chłopakami pojawiła się Evie - rozczochrana, zatopiona w brokacie i zwisających tu i ówdzie nitkach, ale szczęśliwa. Podbiegła do gości i nie witając się z nimi popchała ich w stronę swojej pracowni. Ustawiła ich na niskich stołkach i zaczęła wokół nich biegać z centymetrem krawieckim odmierzając każdy cal ich ciała. Chciała być pewna, że uszyje im garnitury na miarę.
W którymś momencie wszyscy usłyszeli dzwonek do drzwi, oraz ciche "Otworzę!" wypowiedziane przez Dizzy. Chwilę później z przedpokoju znów dobiegły ich głosy.
- To Lonnie? - spytał Jay rozpoznając głos przyjaciółki.
Gil tylko wzruszył ramionami na co Evie prychnęła, by się nie ruszał, ponieważ musiała odmierzyć długość rękawów do jego marynarki. Wtedy w drzwiach pracowni stanęła Lonnie i grzecznie przywitała się ze wszystkimi.
- Cześć, Evie - zwróciła się do zabieganej dziewczyny. - Przyszłam odebrać sukienkę, jak mi napisałaś.
- Ach! Tak! - granatowowłosa zerwała się z transu odmierzania. - Już po nią idę.
Gdy tylko księżniczka odpuściła pokój, Gil spuścił z siebie głośno powietrze. Jay i Lonnie zaśmiali się serdecznie.
- Evie uszyje wam cudowne garnitury - zapewniała. - Miałam okazję zobaczyć projekt marynarki dla Douga i muszę stwierdzić, że jest nieziemska.
- Ekstra! - Gil był wyraźnie przejęty.
- Masz z kim pójść na wesele? - Jay sam nie wiedział, czemu o to spytał.
- Eee - Lonnie się zawahała. - W zasadzie to nie.
- Świetnie! - Gil prawie podskoczył na stołku, na którym stał. - Możesz pójść z Jay'em.
- T...tak - odparł Jay łapiąc zamiary przyjaciela. - Może chciałabyś pójść za mną?
- A wy nie idziecie razem? - Lonnie czuła się odrobinę zmieszana. Nie dała tego po sobie poznać, ale bardzo spodobała jej się propozycja bycia parą Jay'a na największe wesele w historii Auredonu.
- NIE - odkrzyknęli synchronicznie.
Lonnie zaśmiała się głośno. W tym momencie do pokoju wbiegła zdyszana Evie niosąc suknię w specjalnym pokrowcu, by się za bardzo nie pogniotła. Matowy materiał, z którego ten pokrowiec był zrobiony, sprawił, że w żaden sposób Jay nie był w stanie dostrzec choćby koloru kreacji.
- To twoja suknia, kochana - wręczyła jej pakunek. - Mam nadzieję, że czymś tu przyjechałaś, bo nie wyobrażam sobie iść z tym ciężarem taki kawał drogi.
- Nie martw się - uśmiechnęła się. - Jestem samochodem.
- Cudownie! - Evie spadł kamień z serca. - Dizzy pomoże ci ją zapakować.
Zanim jednak Lonnie zrobiła krok przez próg pracowni, odwróciła się w stronę chłopaków.
- Z przyjemnością z tobą pójdę, Jay - uśmiechnęła się. - Do zobaczenia, Gil.
Obaj chłopcy chcieli jej pomachać, ale surowy wzrok Evie sprawił, że szybko zaprzestali swoich działań. Zamiast tego, Gil odkręcił się do przyjaciela i puścił mu porozumiewawczo oko.
✦𝓓 ⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯ 𝓓✦
Przez kolejne kilka dni Jay cały czas siedział na telefonie. Jeśli nie pisał z Lonnie, oczekiwał wiadomości od Evie, która miała dać im znać, jeśli ich garnitury będą gotowe. Był zniecierpliwiony do tego stopnia, że kilkukrotnie wydzwaniał w tej sprawie do Dizzy, która za każdym razem mówiła mu, że obie z Evie mają urwanie głowy przed weselem.
Cóż w tym dziwnego? Evie nie zajmowała się wyłącznie kreacjami. Została świadkową Mal, toteż musiała być często w dwóch miejscach na raz. Nie ułatwiało to zadania. Jane, która została druhną, stawała na głowie, by odciążyć Evie, jednak roboty było za dużo. Z wiadomości przynoszonych co jakiś czas od Carlosa, Jay dowiedział się, że Dobra Wróżka uciekła się do użycia swojej magicznej różdżki, by wszystko domknąć na czas. Ostatecznie wiadomość o garniturach przyszła trzy dni przed samą uroczystością. Jay wybrał się po nie sam, gdyż Gil musiał załatwić pewną sprawę w mieście.
Czarnowłosemu ponownie otworzyła drzwi Dizzy. Wyglądała tragicznie. Uśmiech zapewne dawno zszedł z jej twarzy. Ubrania wyglądały gorzej, niż u Kopciuszka z czasów sprzed balu. A jej włosy? Jay mógłby przysiąc, że ostatni tydzień spędziła non stop w swoim salonie, bowiem na swojej głowie miała każdy możliwy kolor farby, jaki tylko można było mieć.
- Jak się czujesz? - spytał z troską przechodząc przez próg i zamykając za sobą drzwi.
- Nie pytaj - odburknęła mu i zniknęła za drzwiami po lewej stronie, gdzie znajdował się jej salon fryzjerski.
Jay usłyszał dźwięk suszarki; zapewne miała klienta. Chłopak ruszył w przeciwnym kierunku, do pracowni Evie. Zapukał w drzwi. Nic w środku się nie poruszyło. Zaskoczony sięgnął po klamkę i naciskając ją, wszedł po cichu do pomieszczenia. Tam, na stołku spała granatowowłosa, opierająca głowę o maszynę do szycia. Jedna z jej rąk zwisała bezwładnie, druga przerzucona była przez stół. Jay westchnął cicho i zrobił kilka kroków w jej stronę. Pomyślał, że rozsądnie będzie znaleźć jakiś koc, by ją przykryć, ale kiedy tylko zaczął się rozglądać, zauważył Douga leżącego w kącie pod trzema warstwami materiału, który spał spokojnie wtulony w poduszkę na igły. Jay wzdrygnął się na myśl, że coś mogłoby mu się stać, dlatego podszedł do chłopaka i delikatnie wyciągnął przedmiot z tego rąk. Ten jedynie zamruczał pod nosem i przekręcił się na drugą stronę. Jay wywnioskował, że Doug musiał zasnąć podczas pomagania Evie, dlatego ta przykryła go pierwszymi lepszymi tkaninami. Ale ona sama? Zmęczona i zabiegana usnęła w czasie pracy.
Czarnowłosy podszedł do stołu, na którym leżały jakieś skrawki materiałów. Wyglądały na takie, których Evie raczej już nie będzie potrzebować. Jay rozłożył kilka z nich i nakrył nimi śpiącą przyjaciółkę. Następnie wyszedł z pracowni i cichutko zamknął za sobą drzwi. Postanowił na własną rękę znaleźć garnitury.
Wrócił w tym celu do salonu, a następnie skierował się po schodach na górę. Mnogość znajdujących się na piętrze pomieszczeń przytłoczyła Jay'a, który sądził, że znalezienie tego właściwego będzie banalnie proste. Westchnął tylko i zajrzał do pierwszego pokoju na prawo od schodów.
Nie ulegało wątpliwości, że należy do Evie i Douga. Mieszkali teraz razem jako pełnoprawna para i ich pokój idealnie to pokazywał. Było to jasne pomieszczenie przyozdobione girlandami, błyskotkami i kilkoma pustymi wieszakami. W kącie leżał puzon, który nie wiadomo dlaczego, nie znajdował się w pokrowcu. Szkice kreacji i kartki z nutami walały się po całej podłodze, a na biurku między książkami o fizyce i chemii leżały pudełeczka z igłami i nićmi. Jay szybko zamknął drzwi i podszedł do następnych drzwi, po przeciwnej stronie korytarza.
Znowu pudło. Trafił na pokój Dizzy. Praktycznie całe jej biurko i łóżko, a nawet stolik nocny były zagracone elementami biżuterii, nad którą dziewczyna zapewne pracowała po nocach lub między farbowaniem kolejnej klientki. Jay mógł tylko zgadywać ile zdesperowanych dziewcząt przyszło do tego domu błagając o akcesoria Tremaine w dogodnej cenie. Przewrócił oczami i zatrzasnął drzwi. Nie zamierzał odpuszczać, dlatego otworzył kolejne.
- Łazienka - powiedział do siebie zrezygnowany i poszedł dalej nie przyglądając się nawet jej wystrojowi.
Na piętrze zostały już tylko dwa pokoje. Chłopak zajrzał do najbliższego z nich, którego drzwi były wyraźnie uchylone. Bingo! Było to ogromne pomieszczenie z tysiącem wieszaków i... tysiącem kreacji na wszelakie okazje. Evie pewnie nazwałaby to garderobą, ale Jay nie mógłby się z tym zgodzić. Według niego był to pełnoprawny sklep - towaru było aż nadto.
Znając dziewczynę na wylot, Jay zaczął szukać jakichś oznaczeń na pokrowcach. I znalazł. Każdy z nich był skrupulatnie opisany i oznaczony. Chłopak ruszył alfabetycznie i błyskawicznie zlokalizował garnitur Gila. Przerzucił go sobie przez ramię i poszedł dalej. Nie minęło dużo czasu, zanim znalazł swój.
Uradowany z siebie chciał już wychodzić, ale jego uwagę przykuła ogromna książka leżąca na lewo od wyjścia. Zaintrygowany Jay podszedł do niej bliżej. Okazało się, że jest to wykaz wydawanych przez Evie kreacji. W natłoku pracy chciała mieć zapewne pewność komu przekazała już strój, a komu nie. Lista była długa. Znajdowała się na niej Jane, poniżej Carlos. Chłopak zlokalizował kątem oka Jordan i siebie z Gilem. I właśnie tylko obok nich nie widniał żaden znak potwierdzający odbiór.
Jay powiesił pokrowce z garniturami na otwartych drzwiach i przyjrzał się dokładnie oznaczeniom. Wziął następnie długopis leżący obok książki i wpisał do niego liczby i litery z kartek na pokrowcach, które wydawały mu się odpowiednie. Uśmiechnął się do siebie i dodał własny dopisek.
Wtedy kątem oka dostrzegł jej imię. Rubryczka z imieniem Lonnie widniała w jednym z pierwszych rzędów na stronie. Obok jej imienia i numeru potwierdzającego odebranie zamówienia, widniała notatka wykonana własnoręcznie przez Evie: "Jedna z bardziej wymagających sukni w moim życiu. Nigdy więcej nie podejmować się takiego zlecenia."
- Co tu robisz?
Jay podskoczył na kilkadziesiąt centymetrów do góry z przerażenia. Trzymany przez niego długopis poleciał w powietrze i upadł pod którymś z wieszaków. Evie raczej już go nie znajdzie. W drzwiach natomiast stała Dizzy, która patrzyła na Jay'a podstępnie. Jej wory pod oczami były jeszcze lepiej widoczne w świetle pomieszczenia. Tuż za nią stała zaciekawiona Lonnie, która również oczekiwała na odpowiedź pytania zadanego przez koleżankę.
- Ja... Eeee... No... - Jay zaczął się jąkać. - Evie spała i nie chciałem jej budzić, więc przyszedłem odebrać garnitur sam.
- Nikt nie może tu wchodzić poza Evie - odparła Dizzy i gestem nakazała mu wyjść z pomieszczenia.
Dopiero wtedy Jay zwrócił uwagę na to, że koleżanka faktycznie stoi za progiem. Pospiesznie ściągnął garnitury z drzwi i wyszedł z pokoju zamykając je za sobą.
- Przepraszam - odrzekł ze skruchą.
Dizzy jedynie westchnęła i odwróciła się zmierzając w stronę swojego pokoju. Lonnie uśmiechnęła się do Jay'a i poszła za nią. Zaintrygowany czarnowłosy postanowił jej towarzyszyć.
- To jest zestaw, o który prosiłaś - Tremaine podała koleżance parę pięknych, srebrno-miętowych kolczyków.
- Jesteś czarodziejką! - Lonnie prawie zaniemówiła z wrażenia. - Są cudowne.
Jay mógłby przysiąc, że na twarzy Dizzy na ułamek sekundy pojawił się uśmiech. Za chwilę jednak ta odwróciła się i zaczęła zmierzać po schodach na dół.
- To wasze garnitury? - spytała Lonnie wkładając kolczyki do torebki.
- Tak - Jay podniósł pokrowce na niewielką odległość. - Mówiłaś, że ją ładne.
- Wciąż w to wierzę - uśmiechnęła się. - Evie jest w tym najlepsza.
Stali przez chwilę w ciszy patrząc się na siebie nawzajem i uśmiechając serdecznie.
- Ojej! - dziewczyna sobie nagle o czymś przypomniała. - Li'l Shang na mnie czeka przed domem. Może cię podwieźć?
Jay bez zastanowienia się zgodził. Obydwoje zeszli na dół do salonu i wyszli niepostrzeżenie przez drzwi nie chcąc robić kłopotu i tak już zabieganej Dizzy. Wsiedli następnie do samochodu i odjechali.
- Cześć, Jay - Li'l Shang uścisnął dłoń chłopakowi. - Co tu robisz?
- Przyszedł po garnitury - wyjaśniła Lonnie zanim ten zdołał odpowiedzieć. - Evie zasnęła z przepracowania.
- Prześpi cały ślub - westchnął Li'l Shang.
✦𝓓 ⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯ 𝓓✦
Nadszedł wielki dzień królewskiego ślubu. Auredon był zapchany gośćmi z dalekich stron królestwa. Mnogość girland, ozdób i światełek porozwieszanych w całym mieście mógł doprowadzić nieprzyzwyczajone jeszcze dzieci złoczyńców do mdłości.
Jay stał u podnóża schodów prowadzących do świątyni. Czekał na samochód, którym mieli przyjechać Lonnie i Li'l Shang. Poprawiał nerwowo swój garnitur. Czarny materiał użyty do jego uszycia mienił się w blasku świateł na ciepłe kolory arabskiej pustyni. By umilić sobie czas, obserwował wchodzących po kolei gości.
Pierwszą osobą, którą rozpoznał była Ella z mężem oraz ich syn Chad. Cała trójka ubrana była w zachwycające błękity błyszczące już z daleka. Tuż za nimi szedł Aladdin i Jasmine z synem Azizem, który dumnie kroczył z Madison Hatter pod rękę. Po kilkunastu następnych minutach, z jednego z powozów wysiadła Biała Królowa wraz ze swoją córką Willow. Zazwyczaj ubierające się na biało, tym razem założyły pasteloworóżowe suknie, by według tradycji nie przyćmić kreacji panny młodej. Chwilę później pod schody świątyni podjechały dwie limuzyny. Z pierwszej z nich wysiadła Audrey w długiej, różowej sukni, a tuż za nią Harry. Zaproponował on towarzyszce swoją rękę i razem ruszyli w górę po schodach. Za nimi wysiedli Berry i Rowan ze swoimi matkami. Jay pozazdrościł blondwłosej i Błękitnej Wróżce posiadania skrzydeł, które w błyskawicznym tempie pokonały kilkadziesiąt schodów. Z drugiej limuzyny wysiadł Yen Sid. Rozejrzał się dookoła, uśmiechnął do siebie i zaczął wdrapywać się po stopniach. Za nim, z pojazdu wyłoniła się Freddie w eleganckim garniturze i kapeluszu, która podała rękę swojej parze - blondwłosej Opal, której beżowa suknia idealnie komponowała się z jasnobrązowym krawatem Freddie. Obydwu uśmiech nie znikał z twarzy, gdy razem kroczyły w górę. Dopiero wtedy Jay dostrzegł błękitne włosy Heatha wyłaniające się z limuzyny. Dziennikarze ustawieni dookoła zaczęli robić jeszcze więcej zdjęć chcąc uchwycić jak najlepsze ujęcie brata panny młodej. Syn Hadesa uśmiechnął się do kilku kamerzystów, po czym podał rękę osobie wysiadającej po nim. Była to królowa Danica w zachwycającej czarnej sukni zrobionej w całości z kruczych piór. Tłum przed świątynią zaczął wiwatować, a fotografowie przekrzykiwali się w prośbach, by królowa spojrzała właśnie na nich. Po kilku minutach pozowania, Danica odwróciła się i chwytając Heatha pod rękę, zaczęła wchodzić po schodach.
- Cześć, Jay - niebieskowłosy dopiero wtedy dostrzegł przyjaciela. - Miło cię widzieć.
- Wasza wysokość - Jay ukłonił się przed Danicą.
Cała trójka wybuchnęła serdecznym śmiechem i rozdzieliła w tej miłej atmosferze. To właśnie wtedy pod schody podjechał samochód Li'l Shanga. Wysoki chłopak ubrany w czerwony, orientalny chiński strój wysiadł pospiesznie z pojazdu. Chciał pomóc siostrze wysiąść, jednak Jay go wyprzedził. Li'l Shang odsunął się od drzwi i pozwolił czarnowłosemu działać.
Jay wyciągnął rękę. Poczuł delikatną dłoń Lonnie na swojej, więc zaczął ją asekurować, by mogła wysiąść bez przeszkód. I to właśnie wtedy jej wygląd powalił go na kolana. W tej jednej chwili był przekonany, że najlepsza kreacja Mal nie mogłaby przyćmić urody, jaką wykazywała w tym momencie Lonnie. Jej piękna, miętowa suknia uszyta w całości w orientalnym stylu sprawiała piorunujące wrażenie. "Evie miała rację z tym swoim dopiskiem" - pomyślał Jay. Włosy dziewczyny, opadające na jej ramiona, przeplatane były z drobnymi warkoczykami spiętymi z tyłu, a kolczyki przygotowane prze Dizzy dodawały jej blasku godnego auredońskich księżniczek.
- Wyglądasz niesamowicie - wyszeptał Jay, gdy Lonnie wysiadła z pojazdu.
- Dziękuję - zmieszała się lekko i wzięła go pod rękę.
Cała trójka ruszyła w górę po stromych schodach. Na szczycie czekał na nich Płomyk, który z przygotowaną (dłuuuuugą) listą, wykreślał po kolei przybyłych gości. Wchodząc do środka uderzyło ich bogactwo ozdób i dekoracji. Evie i Jane zadbały o to, by kolorystyka została podtrzymana w barwach fioletu, granatu i złota. Bukiety poprzywiązywane do ławek dodawały magii i uroku.
Lonnie pociągnęła delikatnie swojego kompana, który podążył za nią do jednej z pierwszych ławek. Usiedli obok Carlosa. Wolne miejsce po jego lewej stronie sugerowało, że na pewno czeka na Jane. Uroczystość była iście królewska. Miłość nowożeńców wyczuwalna była w całej sali i sprawiała radość wszystkim gościom.
✦𝓓 ⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯ 𝓓✦
Podróż do sali weselnej nie była długa. Znajdowała się bowiem kilkadziesiąt metrów od świątyni, dlatego część z gości postanowiła pójść do niej na piechotę. Podobnie uczynili Jay i Lonnie. Szli pod rękę i nie przestawali uśmiechać się do siebie. Byli szczęśliwi w swoim towarzystwie i tylko to się teraz liczyło. Wielka uroczystość weselna? Mało ich obchodziła. Czekali już tylko na tańce.
A było do czego tańczyć! Orkiestra dyrygowana przez kraba Sebastiana prezentowała najlepsze utwory w Auredonie. Kontrabasy i puzony odgrywały kluczową rolę, a pianino i klarnet dodawały słodyczy przy każdym kroku stawianym przez Jay'a i Lonnie tego wieczora. Nie wypuszczali siebie z ramion, a nawet jeśli, to tylko na czas posiłku lub w przerwie na drinka. Doskonale razem się bawili. Czarnowłosy nie potrafił oderwać oczu od cudownej kreacji dziewczyny, która falowała delikatnie przy każdym jej ruchu.
Kilka minut przed wschodem słońca, Jay i Lonnie wymknęli się z sali i pobiegli na plażę, by wspólnie obejrzeć to zjawisko. Usiedli na mokrym po nocy piasku i wpatrywali się w milczeniu na horyzont. Gwiazdy jeszcze świeciły nad ich głowami, a księżyc ledwo muskał zachodni skrawek nieboskłonu.
- Przepięknie tu jest o tej porze - rozmarzyła się Lonnie.
Jay nic nie odpowiedział. Objął jedynie swoim ramieniem dziewczynę i przysunął ją bliżej siebie tak, że gdy ta się odwróciła w jego stronę, ich nosy praktycznie się ze sobą stykały. Patrzyli sobie przez chwilę w oczy, po czym ich twarze zbliżyły się jeszcze bardziej. Ich usta splotły się w miłosnym pocałunku. Jay czuł doskonale wiśniowy smak szminki Lonnie, która mimo doświadczeń weselnych wytrwała aż do tego momentu. Zwiększając intensywność pocałunku, przyciągnął dziewczynę do siebie w ten sposób, by ich ciała do siebie przylegały. Lonnie objęła swoimi rękami jego szyję i dała się prowadzić w tej wspólnej chwili. Uwielbiała wygrywać, a jednak pozwoliła komuś choć raz zwyciężyć nad nią.
Wtedy słońce powoli zaczęło wznosić się nad horyzontem, a oni odsunęli się od siebie, by w momencie ciszy spojrzeć na swoje oświetlone porannym blaskiem twarze. Chwila ta nie trwała długo, gdyż ich wargi ponownie się spotkały. Nie interesowało ich nic: ani wschód słońca, ani wesele. Byli sami i tylko sami.
Komentarze
Prześlij komentarz