dla snieznywilczeq21
✦𝓓 ⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯ 𝓓✦
- Mówiłam ci już kiedyś, że zupełnie nie przypominasz ojca? - Ally zapytała po raz piąty tego dnia swoją przyjaciółkę siedzącą obok niej na kanapie samochodu zmierzającego do Auredonu.
- A czy ja wspominałam, że w ogóle nie jesteś podobna do matki? - odpowiedziała po raz piąty dziewczyna.
- Wcale nie muszę lubić żeglować jak ona! - Ally założyła ręce i odwróciła wzrok w stronę okna.
Rudowłosa dziewczyna zachichotała cicho i poklepała koleżankę po ramieniu. Madison rzeczywiście nie przypominała swojego ojca - Szalonego Kapelusznika: była osobą dość nieśmiałą i chowającą się w cieniu innych - przeważnie Ally, z którą spędzała najwięcej czasu. Była starsza od blondwłosej, ale cichsza i spokojniejsza. Często razem żartowały, że powinny zamienić się rodzicami.
Obie dziewczęta zmierzały samochodem do Auredonu na doroczny festyn mody. Madison nigdy do tej pory nie chciała w nim uczestniczyć. Tłumaczyła się lękiem przed dużym zbiorowiskiem osób i odległością od domu - Krainy Czarów. W tym roku jednak zmieniła zdanie. Jej jedynym motywem były dzieci potępionych. Dziewczyna zdecydowanie mogła powiedzieć, że to oni interesowali ją najbardziej; była ich ciekawa jak mało kto. Pomimo licznych historii opowiadaniach przez Ally, Madison miała wewnętrzną potrzebę zobaczenia i poznania ich na własną rękę.
- Nie mogę się doczekać poznania Evie! - Madison nagle zmieniła temat.
- Tak - Ally przestała się obrażać. - Już to mówiłaś.
- Jest projektantką tak, jak ja... Chciałabym zobaczyć jej kreacje na własne oczy.
- Nie pamiętasz tej sukienki, którą przywiozłam ostatnio? To własnie było dzieło Evie.
- Chciałabym, żeby mi też coś uszyła - Madison zdawała się nie słuchać koleżanki.
Ally przewróciła oczami i popatrzyła z powrotem w okno. Na horyzoncie ukazał się im budynek szkoły, a po otwarciu okna dało się słyszeć wesołą muzykę - zapewne pierwszy dzień festynu właśnie się zaczynał.
Samochód podjechał centralnie pod wejście szkoły, czyli dokładnie od drugiej strony festynu. Ally już miała narzekać, że będą musiały szukać trasy, gdy zobaczyła stojących na dziedzińcu Bena i Mal, którzy machali do nich na powitanie. Dziewczyny wysiadły ostrożnie z pojazdu i podeszły do pary.
- Witamy w Auredonie - Ben ukłonił się przed nimi. Mal zrobiła to samo.
- Dziękuję za tak miłe przyjęcie - Madison lekko się zmieszała.
- Sądziłam, że będziesz żywsza... - zauważyła Mal.
- Mal! - zganił ją Ben.
- Nic się nie stało! - speszyła się rudowłosa. - Cały czas mi to mówią. Przyzwyczaiłam się. Wiem jednak, że akurat ty, Mal, powinnaś rozumieć, że nie zawsze dzieci wdają się w rodziców, prawda?
- Zgadza się - fioletowowłosa wzięła głęboki oddech.
- Tak bardzo chciałam was poznać! - Madison odważyła się na pierwszy krok.
- Na... naprawdę? - zdziwiła się Mal.
- Cały czas musiałam jej o was opowiadać! - zaśmiała się Ally. - Nie męczmy jej i pozwólmy jej poznać resztę.
Ben zaprosił więc dziewczyny do środka. Na początek oprowadził Madison po całej szkole zaczynając od klas lekcyjnych, a kończąc na pokojach uczniów. Dziewczyna była pod wrażeniem pokoju Mal i Evie. Czuła się, jakby znajdowała się w miejscu zamieszkania jakiejś gwiazdy, a ona była nic nie wartą fanką, która znalazła się tam przypadkiem i nie mała prawa tam być. Dotykała praktycznie wszystkiego: maszyny do szycia, kufra z materiałami, igieł, pościeli, a nawet zajrzała do szafy. Nie miała pojęcia, że za nią Mal i Ally zwijają się ze śmiechu.
- Co się tu wyrabia!? - wszyscy usłyszeli melodyjny, ale stanowczy głos dochodzący z korytarza.
Gdy Madison się odwróciła, zobaczyła w drzwiach Evie i stojącego za nią Dauga, którzy przypatrywali im się z zaciekawieniem. Rudowłosa zamarła. Nie była w stanie zrobić nawet najdrobniejszego kroku. Evie pierwsza przełamała lody.
- Czy ty jesteś Madison Hatter!?
Dziewczyna przytaknęła, choć nie wiedziała dokładnie jak udało jej się to zrobić.
- Najwspanialsza projektantka kapeluszy w całych Zjednoczonych Stanach Auredonu!? - Evie nie mogła wyjść z podziwu. Podbiegła do skołowanej Madison i objęła ją mocno. - Uwielbiam twoje prace! Jesteś niesamowita! Przyjechałaś na festyn? Masz ze sobą jakieś kapelusze, czy będziesz szyć je na miejscu? Zrobiłabyś mi jeden?...
- Spokojnie, Evie! - Ally przerwała jej pasjonujący monolog. - Madison nie należy do tych otwartych. Stresujesz ją.
- Przepraszam. - Evie momentalnie odskoczyła na dwa kroki. - Jestem po prostu wielką fanką.
- Ty... moją? - rudowłosa w końcu wydała z siebie pierwsze słowa. - To ja... jestem twoją. Masz niesamowity styl. A technika, jaką wykorzystujesz, zapiera dech w piersiach!
W oczach Evie zabłysły jakby gwiazdki. Chwyciła Madison pod rękę i zaczęła ją ciągnąć w stronę drzwi.
- Od tego momentu to ja i Daug będziemy oprowadzać twojego gościa, Ben - rzuciła na odchodne. - Możesz zająć się jakimiś nudniejszymi sprawami.
- Dzięki - bąknął Ben, gdy drzwi się za nimi zamknęły, a Mal zaczęła rechotać.
- Mam wrażenie, że właśnie nasze przyjaciółki nas wystawiły - zaśmiała się Ally.
✦𝓓 ⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯ 𝓓✦
Evie i Madison rozmawiały przez całą drogę na festyn. Chwaliły swoje stroje, wymieniały się spostrzeżeniami na temat nowych technik wyszywania i komentowały ostatni wybór "najlepszej kreacji roku" dokonany przez jeden z auradońskich magazynów modowych.
- Byłam przekonana, że wybiorą twoją kreację z koronacji Danici. Tymczasem zdecydowali się ostatecznie na sukienkę z koronacji Bena. Nie zgadzam się z tym - zwierzała się Madison.
- Mam podobne zdanie. Chociaż dzięki temu, mogę łatwo ją przebić w przyszłym roku - machnęła ręką Evie.
Właśnie wychodziły do ogrodów, gdzie odbywał się festyn. Ze względu na słoneczną, upalną pogodę Dobra Wróżka zarządziła rozstawienie zadaszenia i dzięki temu wszędzie widać było kolorowe stragany. Pod każdym z nich inna osoba prezentowała swoje kreacje. Na jednym z blatów widać było piękną kolekcję butów, którą Chad sprowadził z pałacu swojej matki. Wszystkim wmawiał, że wykonał je samodzielnie, chociaż każdy doskonale wiedział, że blondwłosy syn Kopciuszka nie dałby rady zrobić tyle par damskiego obuwia sam. To co jednak przykuło uwagę rudowłosej był spory tłum, z którego wnętrza dobiegał zabiegany i zdyszany głos ewidentnie wołający o pomoc.
- To twoje stoisko? - spytała Madison wskazując na tłum ludzi.
- Tak. Postawiłam na stanowisku Carlosa, ale teraz widzę, że to nie był dobry pomysł - Evie przyspieszyła kroku. Wbiła się między ludzi i przecisnęła się do środka wciąż kurczowo trzymając koleżankę za rękę. Madison w ostatniej chwili chwyciła Dauga za rękaw i pociągnęła go są sobą.
- Na jasne dalmatyńczyki! Jak dobrze, że wróciłaś! - Carlos był w siódmym niebie, gdy zobaczył twarz przyjaciółki. - Te hieny zaraz mnie rozszarpią.
- Proszę utworzyć kolejkę! Nie obsłużę wszystkich na raz! - Evie wydarła się na całe gardło.
Madison była zaskoczona, gdy spostrzegła, że wszyscy posłusznie wykonują jej polecenie. Faktycznie rozeszli się nieco od stoiska, jednak tylko po to, by po chwili ustawić się w ładnym rzędzie. Evie zabrała się do obsługiwania klientów. Carlos w tym czasie podszedł do rudowłosej i się przedstawił wyciągając dłoń.
- Jestem Madison. Córka...
- Szalonego Kapelusznika! - Carlos był z siebie dumny, że poznał imię. - Evie jest twoją wielką fanką.
- A ja jej, o ironio - Madison się zaśmiała.
- W takim razie można was nazwać przyjaciółkami po fachu - uśmiechnął się. - Gdzie jest twoje stoisko?
Rudowłosa rozejrzała się dookoła.
- Nie widać go stąd. Ben obiecał, że zabiorą moje kapelusze pod którychś z tych namiotów, ale nie pamiętam dokładnie który... Wspominał coś jedynie o... boisku?
- Chyba wiem, gdzie szukać! - Carlos nagle się ożywił. - Mógłbym cię zaprowadzić.
- Evie... - Madison odwróciła się do koleżanki. - Chyba pójdę do mojego stoiska. Odwiedzisz mnie później?
- Oczywiście, kochanie! - uśmiechnęła się podając jednocześnie Clover jakiś zielony pasek do spodni. - Jestem pewna, że u ciebie też są takie kolejki.
- Nie wszyscy noszą kapelusze... - zwiesiła wzrok.
- Twoje dzieła kupuje się, żeby cieszyły oczy. Nie trzeba ich od razu nosić - Evie mrugnęła, po czym odwróciła się z powrotem, by podać bluzkę Mariposie.
Madison uśmiechnęła się do siebie, a następnie odwróciła i ruszyła za Carlosem między straganami. Na jednym z nich swoje kreacje sprzedawały myszki Kopciuszka. Po koronacji Danici Dobra Wróżka zezwoliła im na wykorzystanie magicznego materiału, dlatego teraz ich stoisko było jedną wielką pracownią, gdzie zapracowane gryzonie starały się na bieżąco wyszywać ubrania w taki sposób, by sprostać oczekiwaniom. Na innym rozłożone rzeczy miały stworzenia morskie. Była to głownie biżuteria, ale znaleźć można tam było takie smaczki jak pasek z muszelek, czy spódnica z sieci rybackich - cudeńka w tej części Zjednoczonych Stanów Auredonu.
Madison nie mogła wyjść z podziwu nad własną postawą. Nie obawiała się tłumu tak bardzo, jak podejrzewała. Czuła się nawet całkiem dobrze. Pomyślała, że to ekscytacja na myśl o spotkaniu z Evie wybiła ją z codziennego rytmu. Ucieszył ją ten fakt. Zastanowiła się nawet nad tym, czy może nie uda jej się być bardziej otwartą dla ludzi... A tym bardziej dla nowych przyjaciół. Czuła się zaszczycona móc przyjaźnić się z Evie. To było jak spełnienie marzeń. Rudowłosa zaczęła wyobrażać sobie, jak obie piszą do siebie lub dzwonią, gdy wychodzi nowy numer magazynu lub gdy ogłaszają wyniki ważnego konkursu. Może kiedyś udałoby im się stworzyć wspólnie jakąś kreację? To musiałoby być fantastyczne.
W trakcie spaceru z Carlosem Madison miała okazję bliżej go poznać. Był równie rozgadany jak Evie i miał równie wielką pasję jak ona. Może nie szył ubrań, ale elektronika szła mu doskonale. W pewnym momencie dołączyła do nich Jane, która z radością powitała gościa, jednak musiała zabrać swojego chłopaka w pewnej sprawie.
- Tam jest Jay - Carlos wskazał na długowłosego chłopaka gadającego z kilkoma innymi, którzy byli podobnie ubrani. - On zaprowadzi cię w okolice boiska. Tam powinien być gdzieś twój stragan.
Madison nerwowo oddaliła się od znajomego i zaczęła zbliżać się do grupy. Gdy znalazła się wystarczająco blisko, klepnęła Jaya za ramię. Chłopak momentalnie się odwrócił i spojrzał na nią zdezorientowany.
- W czym mogę ci pomóc? - zapytał.
- Ja... - Madison się zmieszała. - Carlos mi powiedział, że możesz zaprowadzić mnie w okolice boiska, do mojego straganu.
- O! Nie ma sprawy! - chłopak ożywił się, ale odwrócił do kolegów. - Wybaczycie. Obowiązki wzywają.
Większość z nich faktycznie odeszła, dając wolną rękę Jay'owi, jednak jeden z nich, o czarnych jak noc, krótkich włosach został i wyciągnął dłoń do rudowłosej. Dziewczyna chwyciła ją niepewnie.
- Jestem Aziz. Syn Aladdina i Jasmine - uśmiechnął się. - Mam nadzieję, że mogę wam towarzyszyć.
- O... oczywiście - Madison znów się speszyła, po czym szybko się przedstawiła i puściła jego dłoń.
- A więc ruszajmy w drogę! - Jay klasnął w słonie zaraz po tym, jak się przedstawił. - Boisko jest niedaleko, ale podejrzewam, że chciałabyś być już na miejscu.
✦𝓓 ⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯ 𝓓✦
Jay nie kłamał twierdząc, że spacer nie zajmie im dużo czasu. Po minięciu pięciu stoisk z torebkami wykonanymi przez najlepszych z Agrabahu i trzema z biżuterią "Od Siedmiu Krasnoludków", Madison w końcu ujrzała swój duży namiot zapchany po brzegi najróżniejszymi kapeluszami. Złapała ją nawet refleksja nad tym, w jaki sposób zmieściły się do tego małego samochodu, którym jechała z Ally. Westchnęła jednak i weszła do środka. Tam zebrała się już mała garstka osób oglądających i przymierzających rozmaite nakrycia głowy.
- Dziękuję za wskazanie drogi - odwróciła się do Jay'a i Aziza.
- Cała przyjemność po mojej stronie - Jay uśmiechnął się szeroko i odszedł w swoją stronę. Aziz jednak wszedł za Madison do środka namiotu i rozejrzał się.
- Miałabyś coś pasującego na mnie? - spytał spoglądając na rudowłosą. Jego brązowe oczy były pełne zachwytu dla cudowności skrywanej przez namiot.
- Nosisz kapelusze? - spytała nie bardzo przekonana.
- Zawsze mogę zacząć - kąciki jego ust delikatnie się podniosły.
Zmieszana Madison odwróciła się szybko i zaczęła pośpiesznie grzebać po półkach, regałach i wieszakach. Chwilę później wróciła z trzema kapeluszami.
- Ten jest w kolorystyce twojej matki - wskazała na bladoturkuzowy kapelusz z pomarańczowym piórem. - A ten fioletowy przypomina mi dywan, na którym latał twój ojciec. Ewentualnie ten złoty mógłby być odpowiedni i nawiązywać do lampy dżina. Chociaż jak teraz o tym myślę, wydaje mi się, że jednak by do ciebie ten kolor nie pasował.
- Hmmm - zastanowił się Aziz. - Może wybiorę...
- Po ile jest ten kapelusz? - spytała brązowowłosa dziewczyna trzymająca przed sobą okrągły, bladoróżowy, plażowy kapelusz z błękitną wstążką.
Madison pospiesznie podała cenę i wróciła do obsługiwania nowego znajomego. Aziz udał, że nadal rozmyśla nad wyborem. Rudowłosa lekko się uśmiechnęła.
- Masz więcej kapeluszy w podobnych kolorach? - rozważania Aziza ponownie przerwała wcześniejsza dziewczyna.
- Nie przeszkadzaj jej! Widzisz, że jest zajęta! - od boku podeszła do niej druga dziewczyna, odrobinę wyższa o włosach koloru ombre i bordowych ubraniach, które przy każdym jej kroku zdawały się mienić na niebiesko.
- Nic się nie stało - uśmiechnęła się Madison. - Na końcu po lewej stronie widziałam kilka w tym kolorze.
- Widzisz, siostra... - brązowowłosa odwróciła się dumnie na pięcie i zaczęła iść przed siebie. - Mówiłam ci, że w Auredonie docenia się klienta.
- To nie jest lewo, Audrey - zaśmiała się druga dziewczyna i poszła za nią.
Aziz i Madison zaśmiali się i wrócili do wspólnego zajęcia. Chłopak wybrał ostatecznie bladoturkusowy kapelusz i do końca dnia go nie zdejmował. Pomagał koleżance w obsługiwaniu klientów i spełnianiu kolejnych zachcianek Audrey.
Rudowłosa nie czuła skrępowania w towarzystwie nowego kolegi. Była w stanie mu zaufać, mimo że znała go zaledwie od kilu godzin.
✦𝓓 ⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯ 𝓓✦
Pod koniec dnia w końcu zajrzała do niej Evie. Weszła do namiotu trzymając pod pachą jakiś pakunek. W namiocie pozostało raptem kilkanaście kapeluszy.
- To dla ciebie - Evie wyciągnęła przed sobą pakunek podając go Madison.
- Dla mnie? - dziewczyna się speszyła. Wzięła prezent to rąk i otworzyła ostrożnie. W środku znajdowała się piękna, brązowa, wizytowa suknia uszyta w stylu Krainy Czarów, poprzeszywana motywami kart, herbaty i kwiatów. Madison nie potrafiła wyjść z podziwu - Jest piękna!
- Cieszę się, że ci się podoba. Uszyłam ją dawno temu, bo Ben obiecał mi, że będę mogła cię poznać.
Rudowłosa odwróciła się, położyła sukienkę na ladzie i chwilę później zniknęła za nią. Wróciła w mgnieniu oka z dużym pudełkiem.
- Ja też coś dla ciebie mam! - podała jej prezent.
Evie chwyciła podekscytowana pakunek i pospiesznie otworzyła. W środku znajdował się piękny, granatowy, wizytowy, okrągły kapelusz z czerwoną wstążką i przyczepionym czerwonym jabłkiem od którego zwisały liście na drobnych łańcuszkach.
- Na wszystkie jabłka! - Evie ledwo utrzymała się na nogach. - Jesteś artystą! Nie mogę się doczekać, żeby uszyć coś specjalnie pasującego do tego arcydzieła! Dziękuję!
Madison szeroko się uśmiechnęła. Obie dziewczyny rzuciły się sobie w objęcia i nawzajem dziękowały. Rudowłosa zobaczyła jednak kątem oka wychodzącego z namiotu Aziza, który patrzył na nie z uśmiechem na ustach. Gdy ich oczy się spotkały, chłopak mrugnął do niej, po czym znikną z pola widzenia...
Komentarze
Prześlij komentarz